Metaforycznie psychoterapeuta w procesie psychoterapii może pełnić rolę współtowarzysza podróży. Dokąd? W głąb nieświadomych, niepoznanych obszarów psychiki pacjenta. Nieświadomość symbolizowana jest przez las, kojarzący się z dzikością i naturą. Samemu łatwiej jest pobłądzić, a światło własnej latarki może w pewnym momencie wyczerpać się, dlatego warto wtedy wesprzeć się na drugiej osobie i na świetle, które ona ze sobą niesie. Wyszkolony i doświadczony psychoterapeuta może służyć taką właśnie pomocą. Nie jest on jednak magikiem, dlatego nie sprawi, że dana osoba po wysłuchaniu wnikliwej interpretacji cudownie ozdrowieje.
Psychoterapeuta pragnie poznać pacjenta jako człowieka w całej jego złożoności, a nie tylko postawić mu diagnozę i ocenić z własnej perspektywy. Nie. Psychoterapia to ciężka praca dla dwóch stron, jednak co najważniejsze, to współpraca.
Celem wspomnianej podróży, poza zmianą czy odzyskaniem zdrowia psychicznego, może być na przykład poszukiwanie prawdy o sobie lub poszerzanie obszarów swojej świadomości. Oswajanie się z miejscami, które wcześniej przerażały, jak Kraina Cienia lub po prostu gęsty ciemny las nieświadomości. Więcej o celach terapii przeczytać można tutaj.
Porównanie psychoterapii do podróży zostało użyte przez wielu znanych psychoterapeutów. Przytoczę tutaj dwie takie wypowiedzi.
– Glen O. Gabbard pisze tak:
„Pacjent nie jest biernym odbiorcą aktywnych zabiegów lekarza. Jest raczej tak, że pacjent i terapeuta są partnerami w eksploracyjnej podróży.”
Glen O. Gabbard
– Cytując Irvina D. Yaloma idziemy głębiej:
„Istnieje wiele określeń relacji terapeutycznej (pacjent-terapeuta, klient-konsultant, analizowany-analityk, klient-pomocnik, a ostatnio – jak dotychczas najbardziej odrażające – użytkownik-dostawca), żadne jednak z nich nie oddaje trafnie mojego rozumienia relacji terapeutycznej. Wolę myśleć, że ja i moi pacjenci jesteśmy towarzyszami podróży; termin ten znosi rozróżnienie między „nimi” (dotkniętymi chorobą) a nami (uzdrowicielami).”
Irvin D. Yalom
W języku angielskim wyrażenie – to wander – oznacza wędrowanie, podróżowanie i w pisowni niewiele się różni od – to wonder – czyli zastanawiać się, dziwić się. Lubię myśleć o psychoterapii jako o wspólnej wędrówce, której towarzyszy ciekawość i chęć zastanawiania się nad pacjentem, jego życiem, jego problemami, ale nie w samotności, bo również z perspektywy drugiej osoby.
Podróż to z pewnością przygoda, ale ma w sobie trudne momenty, łatwo natrafić na przeszkody. Czasem chciałoby się zrezygnować w połowie drogi, gdyż nie ma już siły, by dalej iść. Czasami bywa fascynująco i przyjemnie, szczególnie gdy widać jaki postęp jest już za nami. Warto jednak zawalczyć, by osiągnąć „destynację zdrowie”.
W dobrej psychoterapii poza dwójką wędrujących pojawia się ktoś jeszcze. Tą osobą jest superwizor. Osoba z zazwyczaj ogromnym doświadczeniem, która czasem przygląda się tej wędrówce i pomaga zrozumieć czy psychoterapeuta i pacjent nie pobłądzili na ścieżce do wyzdrowienia. Jak widzicie, dobry psychoterapeuta również zasięga pomocy.
Czy praca terapeutyczna rzeczywiście będzie zbliżona do metafory podróży na pewno wpływ będzie miał rodzaj nurtu w jakim dany psychoterapeuta pracuje. Ja osobiście pracuję w podejściu integracyjnym, łącząc różne techniki pracy, wychodzę jednak od myślenia psychodynamicznego:„Termin „dynamiczny” oparty jest na założeniu, że w umyśle człowieka działają pewne siły mentalne, a konflikt pomiędzy tymi siłami generuje myśli, uczucia i zachowania. Te pozostające w konflikcie siły działają na różnych poziomach świadomości, a niektóre z nich w istocie są całkiem nieuświadamiane.”
Podoba Wam się ta metafora? Dajcie znać w komentarzach.
Źródła:
Irvin D. Yalom, „Dar Terapii. List otwarty do nowego pokolenia terapeutów i ich pacjentów”, Wydawnictwo Instytut Psychologii Zdrowia, Polskie Towarzystwo Psychologiczne, 2003
Glen O. Gabbard, „Długoterminowa Psychoterapia Psychodynamiczna”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2011